Żartem musi być oznaczanie pewnego terenu slumsów jako wysypiska śmieci - cała dzielnica sprawia wszak wrażenie wielkiego śmietniska. Dla pozoru jednak, a może i z czystej przyzwoitości, wytyczono w tym celu niewielki skrawek ziemi nieopodal wschodniej bramy, którą można się dostać do dzielnicy cmentarnej. Już z daleka czuć swąd bijący od tego miejsca; swąd czego? Strach pomyśleć... Spod sterty drewien wystaje blada stopa jakowegoś stratnego nieszczęśnika.
Dwa psy, olbrzymie kundle, którym po zakrwawionych pyskach ściekają gęste piany, mocują się o kość, niechybnie ludzką, obrzucając się nawzajem gniewnymi spojrzeniami, warcząc niby grzmiąca burza. Trzech żebraków przysiadło na pieńku nieopodal, przyglądając się bestiom i czatując na ich odejście - zupełnie jak sępy, wypatrujące padliny nade śniadającymi drapieżnikami. Nieco dalej garstka ludzkich dzieci boso biega po mniejszych pagórkach przegniłego żarcia i krowiego łajna, poszukując co ciekawszych znalezisk -które wszakże zawsze mogą się zdarzyć.