Do wejścia do budynku onegdaj zapraszał niezbyt umiejętnie wykonany szyld, przedstawiający - prawdopodobnie - smoka, który, co prawda, wyglądał bardziej jak wiejski kundel, ale przecie Kieł to bractwo nie artystyczne, a wyłącznie wojownicze. Ktoś jednak, zapewne urażony estetycznie niezbyt chwalebnym wyglądem starej tablicy, przekreślił ją szkarłatną farbą, przybijając nad drzwiami - jeszcze marniej spreparowany - najprawdziwszy smoczy łeb, który za sprawą użycia mnóstwa różnorakich maści, w tym najpewniej kilku nielegalnych, wciąż trzyma się na kiju i prawie wcale nie śmierdzi. Mówią, że ubił go sam założyciel gildii, co bzdurą jest wierutną, bowiem w chwili uwieszenia łba ponad progiem, tamten już od dawien dawna smacznie gryzł ziemię.
Na pierwszym piętrze znajduje się olbrzymia, przestronna komnata, w której, za porozstawianymi po bokach stołami dla mniej lub bardziej znamienitszych gości, widać wysoką ladę. Za nią siedzi młodzik o chuderlawej, wątłej sylwetce, z lekka zaczerwienionym nosem, w mieszczańskiej czapie, spod której wystawał kucyk lśniących, jasnobrązowych włosów. Ścianę za nim zdobiły najbardziej znaczące herby kupieckie Athkatli oraz symbol boginki Waukeen. Smoczy Kieł chronił wiele towarów, a ich właściciele, w podzięce, ofiarowywali organizacji stałe opłaty. Co się dzieje na wyższych piętrach - wiedzieć mogą pewnikiem jeno członkowie, a raczej - tylko niektórzy z nich.
W bractwie najemniczym zatrudnienia mogą szukać wojownicy, wprawieni podróżni, przewodnicy i inni; wszyscy, którzy mogą pochwalić się jakowymiś godnymi umiejętnościami przydatnymi w trakcie prowadzenia karawan, chronienia kupców, czy zdatnymi w wykonywaniu innych, drobniejszych, subtelniejszych, z rzadka bardziej szachrajnych zadań. Ponoć te lepsze, wygodniejsze, te najlepiej opłacane, przejmują wyłącznie członkowie bractwa - a tym ponoć zostać wcale nie jest łatwo...