- Witaj Aresie i ty... karzełku - kierując się do Baudwina wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku.
- Żadne niebezpieczeństwa nie są mi straszne, nawet krwiożercze driady ze Wzgórz Wichrowych Włócznie, chociaż... Nie, one były naprawdę straszne - Na propozycję Larisy skinął głową i podreptał tuż obok niej.
- I tak oto rozpoczyna się kolejna przygoda z Janem Jansenem w tle, a trzeba ci wiedzieć, że jest ich niezliczona ilość. Na pewno słyszałaś o pogromcy Ankhegów z Wrót Baldura, ale ja odkryję przed tobą prawdziwe oblicze tej opowieści. Zwał się on Turgrim, taki łysy jegomość, co wygląda, jakby jego matka o raz za dużo odwiedziła orkową wioskę. No więc, po swoich zbrodniczych polowaniach na niczemu nie winne stwory spod Wrót, zaostrzył sobie zęby na nasze, amnijskie Ankhegi. Kiedy tylko o tym usłyszałem, zaraz odszukałem go i celując do niego z mojego Błyskawicznego Cudownego Silnego Miotacza mówię "Nie w moim kraju, ty nie szanujący sztuki ogrodniczej zboczeńcu". Wszyscy bowiem wiedzą, że nie ma to jak Ankheg, który użyźni ci ziemię. Od czasu do czasu zniknie w jego norach jakiś chłop, ale przecież w dokach też co trochę ktoś znika, tak samo na wszelakich budowach. Takie są prawa natury słonko, żeby wyrosła dobra rzepka, trzeba poświęcenia. A taki, co to poluje na te śliczne zielone robaczki, najzwyczajniej w świecie rujnuje jakość warzyw sprzedawanych w całym kraju. Czy próbowałaś kiedyś rzepy z Wrót? Gwarantuję ci, że nie umywa się do tego - rzekł, po czym nie przestając mówić, wygrzebał z torby kawalątek rzepy i wcisnął jej w rękę - możesz mi wierzyć, tak soczystego korzenia, nie jadłaś jeszcze nigdy w życiu. Jedząc takie rzepki, można by nawet w ogóle nie pić, a powiadają, że nie ma to jak dorodna rzepka na dorodne - w tym momencie poklepał się po miejscu, w którym u kobiet zwykł występować biust i spojrzał znacząco na Larisę.
- A piwo z rzepy? Kochana, nie ma lepszego sposobu na pozbycie się wszelakich dolegliwości. Ja piję je co dzień i tylko popatrz, jestem zdrów jak ryba - W końcu jego głos utonął w tłumie na tyle, że nawet Larisa, która szła tuż obok niego nie była w stanie dosłyszeć co mówił, pewnym jednak było, że mówił.